„Zabawne. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie wszystko, ale nie to, że nasze fantazje mogą istnieć naprawdę.”
Po „Ucieleśnione Emocje” sięgnęłam przez klub recenzenta. W sumie nie patrząc na opis zamówiłam ją sobie. Wystarczyła mi wiadomość, o tym, że jest to fantasy od Novae Res. Nie wiedziałam o książce całkowicie nic, wolałam nie czytać opisu by sobie nie zepsuć za wczasu opini. Dzięki czemu nie wiedziałam, że akcja toczy się w…Korei! Miejscu, za którym nigdy nie przepadałam. Przez co mogłabym zrezygnować z tej pozycji. Jakoś kultura koreańska jak i bardzo znany teraz kpop mnie zbytnio nie „bawiły”. Tak, właśnie użyłam czasu przeszłego.
Autorką tej wspaniałej książki jest Aleksandra Turek. Poznałam ją pisząc z nią o jej dziele, przez co dowiedziałam się, że książka na początku miała być fanfikiem! Dziewczyna jest bardzo miła i naprawdę ma niesamowitą wyobraźnię!
Ucieleśnione Emocje to książka o miłości, przyjaźni, zwierzętach jak i ogromnym świecie magii naszej własnej wyobraźni. Do tego wplatane są ciekawostki z kultury koreańskiej, kpopu i jazdy konnej. Główna bohaterka to Livid. Przeniosła się na rok do Korei gdzie ma cudownych przyjaciół oraz wspaniałą pracę. O dziwo przez większość książki nie dzieje się nic spektakularnego, jednak lektura trzyma czytelnika w ogromnym napięciu. (Dosłownie nie mogłam się oderwać!) Pewnego wieczoru dziewczyna nie może spać więc idzie w swoje ulubione miejsce. Przypadki prowadzą do tego, że dowiaduje się o istnieniu ogromnej magii wyobraźni, tym samym otrzymuje od życia kilku nowych włochatych przyjaciół.
Tak bardzo się staram, by z tej recenzji nie wylewały się słowa mojego zachwytu, jednak niestety inaczej nie mogę! Aleksandra, (a może jednak Livid♥) wykonała kawał dobrej roboty, śmiałam się, płakałam i bałam razem z ulubionymi bohaterami (nie potrafię między nimi wybrać, ich tak jak członków zespołu powinno się uwielbiać wszystkich bez wyjątków), którzy na moich oczach dorastali do swoich późniejszych decyzji. Moja pierwsza myśl gdy w końcu przeczytałam opis i pierwsze zdania książki to „przecież to nie dla mnie, kpop? Korea? To żart?”. Jednak już po pierwszych rozdziałach przekonałam się, że właśnie trzymam w rękach moją nową ukochaną książkę, do której będę wracać jeszcze nie raz ani nie dwa! Oczywiście są w niej wątki, które nie każdemu przypadną do gustu. Ale proszę mi uwierzyć na słowo. Pokochacie tę książkę mimo swoich małych pierwszych wątpliwości. Na koniec dodam, że broniłam się z całych sił, by nie przeczytać ostatnich rozdziałów, przecież to oznaczało zakończenie tej cudownej przygody! Marzę o ogromnym sukcesie Livid. Zasłużyła na to w 100%.